Iluzja bezpieczeństwa: Pułapka niedoubezpieczenia w dobie inflacji kosztów budowlanych
W świadomości przeciętnego ubezpieczonego polisa majątkowa jest produktem statycznym – raz zawarta umowa ma chronić dom, mieszkanie lub majątek firmy przez lata, często odnawiana automatycznie na tych samych warunkach. Jako praktyk rynku ubezpieczeniowego obserwuję jednak niebezpieczny trend, który sprawia, że owo poczucie bezpieczeństwa staje się iluzoryczne. Mowa o zjawisku niedoubezpieczenia, które w zderzeniu z drastycznym wzrostem kosztów materiałów budowlanych i robocizny, staje się największym zagrożeniem dla majątku moich klientów zarówno tych indywidualnych jak i firmowych.
Problem niedoubezpieczenia pojawia się w momencie, gdy zadeklarowana w polisie suma ubezpieczenia jest niższa niż faktyczna wartość nieruchomości. W ostatnich latach, przy dwucyfrowej inflacji, ceny usług remontowych i materiałów poszybowały w górę. Dom, którego wybudowanie w 2019 roku kosztowało 500 tysięcy złotych, dziś może wymagać nakładów rzędu 800 tysięcy złotych, aby przywrócić go do stanu sprzed szkody. Jeśli klient przy wznowieniu polisy nie zaktualizował sumy ubezpieczenia (pozostając przy starych 500 tysiącach), wpada w spiralę finansowego ryzyka, z której często nie zdaje sobie sprawy aż do momentu wystąpienia szkody.
Niedoubezpieczenie ukazuje swoje najbrutalniejsze oblicze przy szkodach całkowitych, czego bolesnym przykładem były głośne pożary budynków wielorodzinnych i szeregowców, takie jak ten w podwarszawskich Ząbkach. W takich momentach, gdy ogień trawi dorobek życia wielu rodzin jednocześnie, często okazuje się, że polisy były zawierane jedynie „pod kredyt” – na wysokość zadłużenia w banku, a nie na pełną wartość odtworzeniową nieruchomości. Skutek jest dramatyczny: ubezpieczyciel spłaca hipotekę, ale poszkodowani zostają bez dachu nad głową i bez środków na zakup nowego mieszkania.
W ubezpieczeniach majątku firmowego stosowany powszechnie jest mechanizm „zasady proporcji”. Jest to bezlitosny schemat: jeśli ubezpieczyłeś magazyn, biuro itp. tylko na 60% ich rzeczywistej wartości odtworzeniowej, ubezpieczyciel ma prawo wypłacić tylko 60% kwoty odszkodowania – nawet jeśli szkoda jest niewielka i mieści się w sumie ubezpieczenia. Oznacza to, że przy szkodzie wycenionej na 50 tysięcy złotych, klient otrzyma jedynie 30 tysięcy, resztę musząc pokryć z własnej kieszeni.

Dlaczego tak wielu klientów wpada w tę pułapkę?
Wynika to z mylenia wartości rynkowej (za ile mogę sprzedać dom) z wartością odtworzeniową (ile kosztuje odbudowa murów w tych samych technologiach). W ubezpieczeniach majątkowych, kluczowa jest ta druga. Rynek nieruchomości może spowolnić, ale koszty takie jak ceny styropianu, stali czy roboczogodziny ekipy budowlanej rzadko spadają.
Rolą doradcy z prawdziwego zdarzenia w dzisiejszych czasach nie jest więc tylko sprzedaż polisy, ale edukacja na temat realnej wyceny mienia. Kluczem do uniknięcia rozczarowania jest regularna, coroczna waloryzacja sumy ubezpieczenia do aktualnych realiów rynkowych. Tylko takie działanie gwarantuje, że w przypadku realnej szkody, o których tak często słyszymy w telewizji lub czytamy artykuły w Internecie, ubezpieczenie spełni swoją podstawową funkcję – przywróci stan majątkowy sprzed szkody, a nie tylko wypłaci symboliczną rekompensatę.
W świecie rosnących cen, „stara polisa” jest często polisą bezwartościową.
Zuzanna Posturzyńska, doradca finansowy z biura Phinance S.A. Warszawa IV